Kiedy moja 11-letnia córka po raz kolejny zapytała mnie, po co ona ma się uczyć czy żaba ma kręgosłup, albo po co jej wiedzieć, jak się przelicza kilometry na metry, albo co się robi z ropy naftowej, nie wytrzymałam.
Musiałam coś z tym zrobić. Mojemu dziecku nigdy nie wystarczała odpowiedź: bo może Ci się to kiedyś w życiu przydać. Tu potrzebna była solidna strategia.
– Uczenie pamięciowe, które serwuje nam szkoła, nie przynosi efektów – żaliłam się Pani Profesor Francuz.
– A na jakim efekcie Ci zależy? – podchwytliwie zapytała mnie Profesor.
– Na entuzjazmie! Na radości z wiedzy! Na tym, żeby nasze dzieci miały ochotę odkrywać świat i mieć odwagę go ulepszać! Żeby były inżynierami, projektantami i innowatorami!
Profesor Francuz uśmiechnęła się szeroko.
Znałyśmy się już 17 lat. Zaraz po moich studiach architektonicznych trafiłam na Panią Profesor Władysławę Marię Francuz przy okazji tworzenia Biura Telestudiów. Była to pierwsza próba wprowadzenia na Politechnice Krakowskiej nauczania na odległość przy współpracy z Telewizją Polsat. Potem przeprowadziła mnie przez kurs, przygotowujący do pracy asystenta na wyższej uczelni. Sama była inżynierem i jednocześnie pedagogiem. Specjalizowała się w kształceniu nauczycieli. Otrzymała tytuł profesora oświaty, najwyższe wyróżnienie jakie może otrzymać nauczyciel. Najbardziej dumna jednak była z tytułu Kawalera Orderu Uśmiechu, najwyższego wyróżnienia jakie można otrzymać od dzieci. Zawsze była dla mnie wzorem, a teraz stwierdziła:
– No to mam dla Ciebie propozycję! Przygotuj zajęcia warsztatowe, które przeprowadzisz na Politechnicznym Uniwersytecie Dzieci i zdobądź pełne uprawnienia do nauczania młodzieży!
Tak też się stało. Zajęcia okazały się sukcesem. Dzieci wychodziły z warsztatów radosne, zainteresowane inżynierią, z nowymi pomysłami i z własnoręcznie wykonanymi projektami, z wiedzą potrzebną i od razu wykorzystaną w praktyce. A ja dopracowywałam kolejne tematy i dyskutowałam o nich z Panią Profesor. W końcu przedstawiłam Jej autorski pomysł na zajęcia pozaszkolne. Profesor przeczytała pierwszy akapit mojego opracowania:
„ Jestem Pani Miarka. Lubię mierzyć, liczyć, projektować, tworzyć plany i schematy, jednym słowem zajmuję się miarologią. Słyszeliście wcześniej o takiej nauce? Oczywiście, że nie! To ja ją wymyśliłam i jestem w niej mistrzem. Wy też będziecie! Zapraszam do Akademii Miarologii. Wspólnie zaprojektujemy ogród, plac zabaw, lądowisko dla balonu, miasto, a nawet kolonię na Marsie! Nauczymy się co to jest skala, 1m2, bryły platońskie i ciąg Fibonacciego. Czemu holenderska kamieniczka jest wąska i czy ogród może rosnąć pionowo? Weź ołówek i linijkę – razem przemierzymy świat! W Akademii Miarologii wszystko możemy zmierzyć! A mierzymy, mierzymy naprawdę wysoko!!!”
Profesor spojrzała na mnie uśmiechniętymi, niebieskimi oczami i powiedziała:
– Świetne! Zrób to!
– No ale nie pociągnę etatu na uczelni i jeszcze prywatnych zajęć pozaszkolnych. Musiałbym założyć własną firmę.
– To załóż!
– Ale ja się boję!
– Widziałam jak pracujesz z młodzieżą, zrób to! Pani Miarko, dzieci na Ciebie czekają!
– Pewnie tak. Może kiedyś… – rozmarzyłam się.
Profesor Francuz zmarła nagle. W czerwcu podpisała świadectwo ukończenia przeze mnie Studium Pedagogicznego z wyróżnieniem, a na początku sierpnia 2017 roku ja ryczałam jak bóbr na Jej pogrzebie. W tym samy miesiącu założyłam własną firmę – Miarologia.
Dzisiaj moja córka powtarza mi:
– Dobrze, że zostałaś Panią Miarką! Chciałabym, żeby wszystkie dzieci mogły Cię poznać.
Dodaj komentarz